Rozmowy o starzeniu się

Dzisiaj napisała do mnie młodsza koleżanka z zapytaniem, czy dostrzegam na swojej skórze pierwsze objawy starzenia się. Spóźniła się z tą wiadomością przynajmniej o kilka lat. Już w wieku 27 lat zauważyłam pierwsze oznaki starzenia się skóry, choć według niektórych to i tak dosyć późno.

Odkąd pamiętam dbałam o swoją cerę. Nie szpachlowałam też twarzy zatykającą pory tapetą, choć od czasu do czasu zdarzało mi się nałożyć lekki podkład. Nie było to jednak regularne na tyle, by
przyspieszać proces starzenia. Ale tak naprawdę jedno z drugim mogło nie mieć żadnego związku, bo zmarszczki i prędkość ich powstawania to w dużej mierze kwestia uwarunkowań genetycznych. I to samo odpisałam koleżance. Okazało się, że temat zaintrygował ją na tyle, by zapowiedzieć się z popołudniową wizytą.

Akurat tak się złożyło, że całe popołudnie miałam wolne. Bez żadnych planów na spędzenie tego czasu, więc usiadłyśmy przy kawie i ciastku.

– No dobra, ale podpowiedz mi co mam zrobić oprócz kremów, maseczek? – pytała Ida z niekrytą nadzieją, że zegar biologiczny da się cofnąć.

-Wiesz kochana, tak naprawdę trzeba było pomyśleć o tym jakieś pięć lat temu i nie kupować tylu paczek papierosów na raz, to może nie wpadłabyś w nałóg i dzisiaj twoja skóra i włosy wyglądałyby lepiej.

– Elena, nie bądź złośliwa. Nie każdy może się cieszyć takimi cudownymi genami, jak ty.

-Moment, geny to jedno, ale brak uzależnień też pomaga w zachowaniu urody. I choćbyś zrobiła sobie milion operacji, już nie cofniesz tych wszystkich szkód jakie sobie wyrządziłaś od środka. Choć rzeczywiście… Mogłabym ci pewien zabieg, który może pomóc, a na pewno nie zaszkodzi.

-Opowiedz mi wszystko! Wiesz, że jestem kompletnie zielona na ten temat…

– Mam na myśli mezoterapię igłową. Chociaż nie robię jej często, to zdarzyło mi się korzystać z tej terapii więcej niż raz. Nazwa może trochę przerażać, bo igły z reguły nie kojarzą się dobrze. Ale tak naprawdę to zabieg polegający głównie na biorewitalizacji.

– Aż się boję zapytać na czym to polega… – powiedziała Ida biorąc duży łyk kawy.

– Nie będę cię oszukiwać, ten zabieg nie jest super przyjemny, ale nie jest też bardzo bolesny. Polega na śródskórnym wstrzykiwaniu cienką igłą małych dawek substancji aktywnych w miejsca objęte danym problemem. Podczas takiego zabiegu otrzymujesz również miejscowe znieczulenie. Oczywiście wydaje mi się to ważne, aby robić takie zabiegi w zaufanych klinikach i nie dać się skusić na zbyt tanią wersję mezoterpaii igłowej w podejrzanych warunkach… Niestety oszustów jest dużo również na tym rynku, a konsekwencje… No cóż, nikomu ich nie życzę…

-No dobra. Przyznaję, brzmi trochę strasznie, ale jakoś mnie to przekonuje, że ty się zdecydowałaś. I faktycznie zauważyłaś jakąś różnicę?

-Wiesz, tak naprawdę to nie jest mocno inwazyjny zabieg. Jego celem na pewno nie jest zmiana twarzy trzydziestopięciolatki w twarz piętnastolatki. Ale nie da się ukryć, że po terapii moja skóra była mocno odżywiona, bardziej elastyczna i nawilżona. Twarz wyglądała o wiele zdrowiej i o wiele bardziej rześko. Podobno mezoterapia igłowa pobudza skórę do produkcji kolagenu i elastyny, a przede wszystkim do ogólnej regeneracji. Myślę, że warto się na to zdecydować i na pewno nie byle gdzie. Tylko w klinice, w której specjaliści doradzą ci, co jest tak naprawdę najlepsze dla twojej skóry.

-Masz racje, przemyślę sobie ten temat i odezwę się do ciebie. Zobaczymy. Jeszcze nie wiem, jak do tego podchodzę, muszę się zastanowić.

– Pewnie! Najważniejsze żeby nie decydować pochopnie.

I tak upłynęło nam to popołudnie na rozmowach o zdrowiu i urodzie, o starzeniu i próbach odmłodzenia się, albo przynajmniej spowolnienia procesu, który jest naturalną częścią życia. Niedługo potem mój mąż wrócił do domu z dzieciakami, a ja do swoich zajęć. To był całkiem przyjemny dzień.

Chcesz wiedzieć więcej?

Czytaj publikacje ekspertów

odwiedź nasz blog