Czas dla siebie

Są takie dni, w których „czas dla siebie” to pojęcie względne. Nie należę co prawda do tych matek, które narzekają na swoją sytuację. Zawsze chciałam mieć jak najwięcej dzieci i biorę na siebie wszystkie wyrzeczenia z tym związane. Są jednak takie podstawowe potrzeby, których niezaspokojenie może prowadzić do tego, że nawet życie z jedynakiem staje się wyzwaniem.

Kobieta niezadbana, to kobieta nieszczęśliwa. Możecie mi wmawiać, że są wyższe sprawy ideologiczne, większe problemy na świecie niż zdrowie i uroda. Sama też tak kiedyś myślałam i nie zwracałam za bardzo uwagi na tego typu rzeczy. Wiele się jednak zmieniło, gdy urodziłam Marcela. Zrozumiałam wtedy, że dbanie o siebie samą to jeden z moich podstawowych obowiązków. Najlepsza mama to szczęśliwa mama. I chociaż w pierwszym rzędzie dbam o siebie dla siebie samej, to profity czerpie z tego cała moja rodzina.

Zmieniam się od środka. Od jakiegoś czasu towarzyszy mi głębokie przekonanie, że wszelkie leczenie zaczyna się u źródła. I tak, postanowiłam, że zamiast „leczyć” problemy skórne rozmaitymi maściami, zacznę od wnętrza. Kremy i różne preparaty nie eliminują problemu, a jedynie łagodzą objawy. Holistyczne spojrzenie na organizm zmienia moim zdaniem wszystko i daje długotrwałe, pozytywne efekty. Nawet jeśli trzeba na nie trochę poczekać. W pierwszej ciąży większość moich problemów została wyeliminowana. I wcale nie było to zasługą maści, ani szalejących hormonów ciążowych. Zupełnie zmieniłam swoją dietę. Codziennie jadłam dużą ilość warzyw i piłam bardzo dużo wody. To był pierwszy etap mojej przemiany.

Dzisiaj jestem po trzech porodach i możecie mi wierzyć, że nie mam ani jednego rozstępu. I praktycznie nie zawdzięczam tego kosmetykom, a jedynie samej sobie i temu, jak zmieniło się moje podejście do diety. Rzeczywiście, w ramach profilaktyki używałam kremów przeciw rozstępom, a także olejków. Myślę, że warto to robić choćby dla zapewnienia sobie samej chwili relaksu. Wierzę także, że ta pielęgnacja miała swój wpływ na stan mojej skóry, choć traktowałam to bardziej jako wsparcie dla diety.

Czy przy trójce dzieci da się w ogóle dbać o siebie? Oczywiście, że się da. Trzeba tylko pracować na nawykach, a nie na jednostkowych sytuacjach. Nie wystarczy nałożyć maseczkę na twarz raz na pół roku, od tak „bo akurat jest chwila”. Trzeba pewne rzeczy wpisać na stałe w swój grafik. I chociaż wymagają od nas nieco trudu i zaangażowania, na dłuższą metę warto to robić.

Bycie mamą trójki nie oznacza również, że jestem cały czas z każdej strony obklejona dziećmi i nic nie mogę zrobić. Adam często zabiera ich na spacery, abym ja też miała chwilę dla siebie. Babcia Krysia także jest niemałym wsparciem, babcia Helenka również wspiera jak może, choć ona akurat mieszka bardzo daleko i nie korzystamy z tego wsparcia zbyt często.

Budowanie nowych nawyków żywieniowych i pielęgnacyjnych trochę trwa, ale niesie za sobą długofalowe i pozytywne rezultaty. Co więcej, widzę, że wpływa na życie całej naszej
rodziny, bo wszystkie moje dzieci chętnie jedzą warzywa, a moje małe damy już budują nawyki dbania o siebie. Są nawet takie dni, gdy nakładam im na buzie kremy dziecięce i bawimy się w SPA. One mają ubaw, a ja naprawdę w tym czasie funduję sobie regenerację. Da się? Oczywiście, że się da. Trzeba tylko chcieć i testować różne strategie.

Pamiętam doskonale jak po narodzinach Marcela straciłam wiarę w to, że kiedykolwiek zjem śniadanie o normalnej godzinie. To wszystko się jednak zmieniło, gdy tylko nabraliśmy nowych, dobrych nawyków, które usprawniły naszą codzienność. Każde dziecko jest inne i każde przewraca życie do góry nogami. Po każdym porodzie trzeba więc sobie tworzyć rytuały i nawyki od nowa, ale niewątpliwie warto to robić. Zaniedbywanie podstawowych potrzeb często przechodzi we frustracje, a następnie odbija się na dzieciach i na całej rodzinie. Im szybciej się to zrozumie, tym lepiej dla wszystkich.

Chcesz wiedzieć więcej?

Czytaj publikacje ekspertów

odwiedź nasz blog