Powrót do pisania

Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek wrócę do swoich nastoletnich zwyczajów i będę prowadziła bloga. W moim życiu wiele się zmieniło od tamtej pory. Nadal jestem mistrzynią w zarządzaniu chaosem, ale już nie tylko swoim własnym. Osiem lat temu na mojej drodze pojawił się Adam. Dosyć szybko wzięliśmy ślub, a dziewięć miesięcy później urodził się Marcel. Szybko okazało się też, że weszliśmy na nowy poziom chaosu, który trzeba było opanować. Marcel rósł i rosła też jego potrzeba nieustannego poznawania świata. To dziecko mogłoby biegać w maratonach, dlatego kiedy tylko zaczął chodzić… Ja zaczęłam biegać aby za nim nadążyć. Macierzyństwo otworzyło we mnie całe spektrum możliwości, o których istnieniu nie miałam dotąd pojęcia. A to, że zostałam mamą chłopca jeszcze bardziej wzmocniło moją kobiecość.

Jako nastolatka nigdy nie zwracałam uwagi na modę, na urodę. Wydawało mi się to takie drugorzędne wobec wszystkich problemów tego świata. Wiecie… Są takie miejsca na świecie, gdzie ludzie głodują. Jakie znaczenie ma to, co jem albo, co na siebie włożę w tym kontekście? Jednak… Z wiekiem człowiek rewiduje swoje przekonania. Narodziny syna zmieniły wszystko, łącznie z moim patrzeniem na siebie. Przemiana zaczęła się już gdy byłam w ciąży. To był moment, w którym zmieniłam lekarza i zaczęłam odżywiać się zdrowo. Poprawiłam swoje wyniki, a moja cera wróciła do zdrowia. Wcześniej nie dbałam zbytnio o to, co jem i jak jem. Pracowałam też jak szalona.

A dzisiaj? Wszystko według zasady: Work smart, not hard. Po Marcelu pojawiły się dziewczynki i trzeba było zwolnić jeszcze bardziej. Najpierw Klara, a potem Matylda. I tak… Zostałam mamą trójki. To również zmieniło moją definicję chaosu. Dzisiaj Marcel ma siedem lat, Klara cztery, a Matylda dwa. I tak sobie żyje ta nasza ferajna.

Ale czy mój świat to tylko dzieci? Nie, ponieważ uważam, że szczęśliwa mama to najlepsza mama. A żeby tak właśnie było, muszę rozwijać swoje zainteresowania. Zaginam czas, ale nie na wariata. Raczej według zasady „spiesz się powoli”. Rozwijam swój biznes, mam swój podcast, na którym opowiadam kobietom jak godzić macierzyństwo z pracą (zdalną – ponieważ sama tak właśnie pracuję) i podaję im rozmaite pomysły na ułatwianie sobie codziennego życia. Nie szaleję z nagraniami, nie wyganiam dzieci z domu, ponieważ rodzina jest dla mnie najważniejsza. Nagrywam wtedy, kiedy mam na to ochotę i czas. Zupełnie nie uznaję idei „robić byle robić”. I zamierzam pokazać to również na tym blogu.

Dzisiaj byłam z Matyldą na placu zabaw. Klara u babci, a Marcel w szkole. Niewiele musiałam czekać na standardowe przeciąganie struny, które Matylda ma w swoim repertuarze przynajmniej cztery, jak nie pięć razy dziennie. Miałyśmy wrócić do domu na obiad, ale okazało się, że Matylda przyrosła do huśtawki. Nie denerwują mnie zazwyczaj takie sytuacje, ale akurat dzisiaj musiałam wpisać w grafik odebranie Marcela ze szkoły, ponieważ Adam wyjechał na konferencję.

Mimo wszystko, zebrałam resztki swojej cierpliwości i najspokojniejszym z tonów udało mi się w końcu sprowadzić Matyldę na ziemię. Siła sprytnej matczynej perswazji. Kiedy już miałyśmy iść, Matylda znów przyrosła, ale tym razem do chodnika. Ciągnęła moją rękę we wszystkie możliwe strony, tylko oczywiście nie w tę, w którą powinnyśmy iść. I wtedy podeszła do nas pewna starsza kobieta.

– Jak będziesz taka niegrzeczna dla swojej mamy, to cię zabiorę. – powiedziała. Moja brew uniosła się wyżej niż kiedykolwiek. Okazało się jednak, że moją reakcję wyprzedziło moje dziecko:
– Z obcymi nie rozmawiam. A moja mama zadzwoni na policję jeśli tylko pani spróbuje.

Cała złość mi przeszła w tym momencie, a w głębi serca poczułam radość i dumę z mojej małej czterolatki, która tak rezolutnie odpowiedziała na tę okropną zaczepkę. I właśnie dlatego cierpliwość popłaca, choć nie zawsze przychodzi łatwo.

Chcesz wiedzieć więcej?

Czytaj publikacje ekspertów

odwiedź nasz blog