Relaks jest ważny!

Jako mama trójki dzieci cały czas aktywnie pracująca i aktywnie działająca, naprawdę wiem co to znaczy być zmęczoną! Oczywiście nie wartościuję. Mama jednego dziecka również ma prawo do zmęczenia i też zasługuje na wypoczynek, jak każdy. No właśnie! Dzisiaj chciałabym porozmawiać z Wami o relaksie.

Czemu odpoczynek jest ważny?

Żyjemy w czasach presji pracy i presji rozwoju. Czasami zmusza nas do tego panujący trend, innym razem sytuacja rodzinna i finansowa. Niejednokrotnie pracujemy na pełnych obrotach przez siedem dni w tygodniu. Pośród niektórych Polaków modne jest też powiedzonko: „po śmierci sobie odpocznę”. Myślę, że to jedno z gorszych przekonań jakie możemy mieć na temat świata i samych siebie. Odpoczynek jest ważny. Nie powinien być pozycją na liście rzeczy do zrobienia, ale naturalnym elementem dnia, który pojawia się w naszej codziennej rutynie.

Bezustanna produktywność nie jest możliwa

Nawet jeśli bardzo się tego chce, nie da się przez cały czas żyć na pełnych obrotach. Prędzej, czy później może się to odbić na naszym zdrowiu. Chcecie prosty i zarazem współczesny przykład? Nie ma telefonu, który pracowałby nieprzerwanie bez ładowania. Tak samo jest z nami. Człowiek też potrzebuje czasu na regenerację.

Odpoczynek daje nam szansę na harmonię w życiu, pogłębianie relacji i zauważanie, że poza naszymi własnymi projektami, obowiązkami, planami i celami jest jeszcze cały świat. Zachowanie równowagi pozwala odgonić frustrację oraz zawodowe wypalenie. To magia, którą warto wprowadzić w życie!

Zbuduj sobie rutynę

Moim zdaniem, aby sensownie odpoczywać, najlepiej jest od razu zrobić sobie z odpoczynku rutynę. Powinno to być coś regularnego, równie naturalnego jak mycie zębów, czy jedzenie śniadania. Warto poświęcić przynajmniej dwie godziny dziennie na relaks.

Jednak to nie mają być dwie godziny, podczas których towarzyszą nam ciągłe wyrzuty sumienia, że nie robimy czegoś innego. To ma być nasz czas! Po to, żebyśmy mogły pełniej wkraczać w kolejny dzień i w swoje obowiązki.

Budowanie rutyny odpoczynkowej jest szczególnie ważne jeśli pracujesz zdalnie. Choć praca zdalna posiada wiele walorów, bardzo łatwo jest popaść w nieustanny tryb pracy i wmawianie sobie samej „jeszcze tylko to” tak długo, aż budzisz się w sytuacji, w której jesteś przemęczona i nie masz siły kompletnie na nic. W tym miejscu niejednokrotnie pojawia się frustracja, a nawet depresja. Dlatego tym bardziej powinnyśmy zapewnić sobie czas na chwilę odpoczynku.

Eksperymentuj

Pamiętaj, że odpoczywanie nie dla każdego oznacza to samo. Sprawdź na sobie różne techniki relaksu, od medytacji, po rozmaite sporty. Przeglądaj czasopisma, rozwiązuj krzyżówki, bujaj w obłokach, rysuj, koloruj, oglądaj gwiazdy, delektuj się herbatą albo kawą! Gotuj, uprawiaj zioła, albo rób sobie swoje własne domowe SPA! Nie szukaj wymówek, po prostu bądź dla siebie dobra. Zasługujesz na to, bądź swoją najlepszą przyjaciółką. Kto jak nie Ty?

Idź na masaż

A jeśli domowy relaks to za mało, nie ograniczaj się! Idź na masaż gorącymi kamieniami. To sposób na relaks dla ludzi, którzy prowadzą stresujący tryb życia. Ponadto masaże lecznicze wspaniale normują przemianę materii i poprawiają odporność organizmu.

Tak samo jest z masażem gorącymi kamieniami! Masaż gorącymi kamieniami pozwala na lepszy przepływ energii przez zmęczony lub chory organizm. Kamienie pobudzają krążenie krwi i limfy w organizmie. Co więcej, te techniki masażu od wieków były stosowane na Dalekim Wschodzie. Według dalekowschodniej filozofii skuteczność tego zabiegu polega na masowaniu wzdłuż kręgosłupa specjalnych ośrodków energetycznych, zwanych czakrami. Zadaniem czakr jest stymulacja pracy gruczołów wydzielania wewnętrznego, które produkują niezbędne do życia hormony.

Nie wiem jak Wy, ale ja już zapisałam się na ten masaż! Co prawda, najwcześniej za miesiąc będę miała czas, by pójść na ten zabieg, ale już teraz się cieszę i nie mogę się doczekać. Nigdy nie byłam na masażu gorącymi kamieniami, ale wyraźnie czuję, że czas to nadrobić!

Jak skutecznie walczyć ze zmarszczkami?

Dzisiaj temat, który ostatnio powraca do mnie coraz bardziej. Zmarszczki, zmarszczki, zmarszczki! Zauważam u siebie ten problem coraz bardziej, choć mam koleżanki, które problem zaczęły dostrzegać już po dwudziestym piątym roku życia. A teraz, kiedy są w moim wieku, mają za sobą już całą masę rozmaitych zabiegów.

Nie rozpaczałam widząc swoją pierwszą zmarszczkę, chociaż nie ma bardziej bolesnego symbolu upływającego czasu. Na szczęście czasy się zmieniają i w mediach coraz częściej można zobaczyć
kobiety w podeszłym wieku, które nadal są aktywne zawodowo i pięknie się prezentują w kwiecie wieku.

Akceptacja swojego ciała jest w modzie

Akceptacja własnego ciała jest coraz bardziej w modzie. Kobiety bardzo często zamartwiają się własnym dojrzewaniem z powodu wyśmiewania i demonizowania ich wieku poprzez mężczyzn. Ale nie tylko, bywają i takie sytuacje, w których kobieta kobiecie wilkiem. Mimo zmian dokonujących się w społeczeństwie nie zawsze jesteśmy w stanie pogodzić się z własnym odbiciem w lustrze. A dokładniej ze zmarszczkami, które same wyraźnie dostrzegamy.

Zamiast się zamartwiać lepiej przejść do działania. Medycyna estetyczna ciągle robi postępy, dzięki temu nie jesteśmy już skazane na klasyczne liftingi, czy korzystanie z usług chirurga plastycznego, poprawiającego urodę przy pomocy skalpela. Znacznie lepszym i bardziej bezpiecznym rozwiązaniem jest skorzystanie z odpowiednio dobranego zabiegu poprawiającego elastyczność skóry twarzy.

Mezoterapia igłowa

To zabieg, który jest dosyć prosty i szybki. Jego efekty również potrafią zachwycić. Po mezoterapii igłowej zmiany mogą znacząco się spłycić i stają się widoczne tylko z bardzo bliskiej odległości. Mezoterapia igłowa jest zabiegiem bezpiecznym i takim, który stosowany jeszcze przed pojawieniem się bardzo znaczących zmian, może opóźnić proces starzenia się skóry.

Zabieg polega na śródskórnym wstrzykiwaniu cienką igłą małych dawek substancji aktywnych w miejsca objęte danym problemem estetycznym. Zabieg wykonuje się z zachowaniem pełnej sterylności i z zachowaniem miejscowego środka znieczulającego. Zabieg mezoterapii igłowej wykonuje się w celach: biorewitalizacji (m. in. twarz, szyja, dekolt, dłonie), profilaktyki przeciwzmarszczkowej, przeciwdziałaniu wypadaniu włosów, walki z cellulitem, niwelacji rozstępów oraz blizn.

Po zabiegu komórki skóry są bardziej dotlenione i odżywione, a fibroblasty są zmobilizowane do produkcji kolagenu oraz elastyny. Skóra jest pobudzona do regeneracji i powstają nowe naczynia krwionośne. Ale to nie wszystko! Skóra jest bardziej nawilżona, a podczas zabiegu dokonuje się również lifting linii żuchwy, policzków oraz powiek.

Mezoterapia frakcyjna

To kolejny ważny zabieg w profilaktyce przeciwzmarszczkowej. Zabieg jest bardzo podobny do mezoterapii igłowej. Z tą różnicą, że mezoterapia polega na nakłuwaniu skóry igłą i jednoczesnym podawaniu substancji leczniczej/pielęgnacyjnej. Z kolei dermapen tworzy na skórze setki kanalików, a substancje aktywne wprowadzane są na samym końcu. Wyobraźcie sobie, że dermapen tworzy około 500000 kanalików sięgających aż do skóry właściwej. To z kolei pozwala na większe przenikanie się substancji aktywnych. Skóra podczas zabiegu zostaje pobudzona do wzmożonej produkcji kolagenu, który wypełnia mikrootwory i sprawia, że skóra jest bardzo mocno napięta.

Zabieg mezoterapii frakcyjnej jest wskazany w celu: biorewitalizacji, profilaktyki przeciwzmarszczkowej, wyrównania bruzd nosowo-wargowych i zadbania o opadający owal twarzy
oraz linię policzków.

Po zabiegu komórki skóry są doskonale pobudzone do syntezy nowego kolagenu. Zwiotczała skóra staje się bardziej napięta, a owal twarzy ulega znacznemu poprawieniu. „Kurze łapki” zmniejszają się, zaś blizny stają się bardziej spłycone. Skóra po zabiegu jest spłycona i zagęszczona. Zaś wiotkość szyi zmniejsza się, a „drugi podbródek” zostaje zredukowany.

Jeszcze nie wiem, z której metody skorzystam, ale jak będę miała wolniejszą chwilę z pewnością udam się na konsultację i poradzę specjalistów. Jestem przekonana, że doradzą mi metodę, która najlepiej sprawdzi się w moim przypadku.

Dlaczego powinnaś jeść zdrowo?

Wiem, że w sieci nie brakuje artykułów na temat zdrowego żywienia, ale postanowiłam dorzucić swoje trzy grosze do tej puli. Przez pewien czas nie zwracałam zupełnie uwagi na to, czy jem zdrowo, czy nie. Z czasem jednak odbiło się to na moim zdrowiu, a teraz… Jestem zdrowa dzięki temu, że wprowadziłam wspaniałą dietę nie tylko dla siebie, ale też dla całej mojej rodziny.

Graj w warzywa

Z warzywami jest taki problem, że w świecie fastfoodów nie wiadomo często co z nimi zrobić. Zależy nam na szybkim obiedzie i oczywiście pierwsza rzecz jaka nam staje przed oczami, to burger i porcja frytek. Nie muszę chyba mówić, że to nie tylko niezdrowe, ale również nieoszczędne rozwiązanie.

O wiele lepszą opcją są warzywa, które regularnie jedzone przyniosą Wam moc korzyści. Możecie mi nie wierzyć, ale jeśli dzień w dzień będziecie spożywać dużą ilość warzyw, prędko zobaczycie zmiany nie tylko w swoich wynikach badań, ale również na wadze. Warzywa naprawdę pomagają schudnąć. Choć cały proces wymaga czasu.

No to już domyślacie się pewnie skąd ten wpis

Zimą nieco obrosłam tłuszczem, nie powiedziałabym, że jestem gruba, ale nie czuję się najlepiej w swoim ciele. Wierzę, że wpis na temat zdrowej diety, mnie samej pozwoli się trochę zmotywować. O ile niespecjalnie jem słodycze, to pozwoliłam sobie na trochę więcej chleba i ogólnie białej mąki. Wierzcie mi lub nie, ale najzdrowsza byłam w każdej mojej ciąży. Dziecko to przecież doskonały argument do tego, aby jeść zdrowo i pełnowartościowo.

Mamy w pośpiechu

Bycie mamą to taki specyficzny stan. Zazwyczaj mamy myślą o wszystkich, tylko nie o sobie. O ile nakarmienie rodziny zdrowymi posiłkami nie nastręcza specjalnych problemów, o tyle problem zaczyna się tam, gdzie trzeba pomyśleć o sobie. Nie wiem jak to się dzieje, ale na siebie samą niejednokrotnie brakuje mi czasu.

Złapałam się też na tym, że nie chcąc wyrzucać pojadam jedzenie po moich dzieciach. Oczywiście, mogłabym czerpać z doświadczenia moich starszych koleżanek, które wiele razy mówiły mi żebym tego nie robiła. Ale zamiast to robić, ja muszę uczyć się na własnych błędach.

Dlaczego warto jeść warzywa i owoce?

Warzywa i owoce pełnią bardzo istotną rolę w żywieniu człowieka. Spożywając odpowiednią ilość warzyw i owoców rozpościeramy nad sobą solidną barierę ochronną. Te produkty chronią przed
rozwojem różnych chorób (nowotworów, chorób układu pokarmowego oraz krążenia). Wspomagają także leczenie nadwagi i otyłości, zwalniają procesy starzenia się i korzystnie wpływają na wygląd sylwetki, cery oraz włosów.

Ale to nie wszystko! Odpowiednia porcja warzyw i owoców każdego dnia poprawia samopoczucie. Powszechnie zaleca się 4 porcje warzyw i 3 porcje owoców dziennie. Może się to oczywiście różnić w zależności od organizmu. Warzywa dostarczają organizmowi witaminy K, B3 a także kwasu foliowego. Spośród składników mineralnych znajdujących się w warzywach, warto zwrócić uwagę na żelazo. Znajduje się on głównie w warzywach liściastych takich jak: szpinak, seler, nać pietruszki, brokuł i jarmuż. Z kolei świetnym źródłem wapnia są warzywa kapustne, a magnezu: słodka kukurydza, zielony groszek, fasolka szparagowa, brukselka, seler, szpinak. Potas znajdziemy w selerze oraz pomidorach.

Spośród witamin oczywiście największą uwagę należy zwracać na witaminę C, która znajduje się w kapuście, papryce, chrzanie, natce pietruszki i szpinaku. Szczególną uwagę warto zwracać właśnie na tę witaminę, ponieważ nie tylko pozwala nam zwiększyć odporność, ale również zapobiega rozwojowi wielu chorób.

Piękno z natury

Witaminy są nam niezbędne do życia i codziennego funkcjonowania. Wpływają nie tylko na nasze zdrowie, ale również na nasz wygląd. Największą moc ma bowiem zdrowie płynące z natury. Piękna, zdrowa skóra i zachwycające włosy – to efekt, który możemy osiągnąć regularnie jedząc warzywa i owoce. I nawet jeśli korzystamy z usług profesjonalnych klinik urody, warto pamiętać o tym, że nie utrzymamy długo efektów rozmaitych zabiegów, jeśli nie zadbamy o swoje zdrowie od wewnątrz.

A ja dalej o cellulicie

W zeszłym wpisie obiecywałam Wam, że opowiem historię mojej koleżanki, która przeszła pewnego rodzaju zabieg. Mnie osobiście temat też całkiem interesuje, ale na razie jeszcze się nie zdecydowałam. Prawdę powiedziawszy trochę się waham. Nie jestem przekonana, czy rzeczywiście w moim przypadku to konieczne, ale może informacje z tego wpisu okażą się dla Was interesujące.

Karboksyterapia i po sprawie

Jakiś czas temu spotkałam moją koleżankę, Rozalię i umówiłyśmy się na kawę. I jak to zwykle bywa, w końcu zeszłyśmy też na urodowe tematy. Najlepiej jest przecież wylewać swoje żale w dobrym towarzystwie. Już dużo czasu minęło od mojego poprzedniego spotkania z Rozalią, więc było o czym rozmawiać. Opowiedziałam jej o moim blogu i o całym tym cellulitowym zamieszaniu. Okazało się, że Rozalia przeszła zabieg karboksyterapii i z powodzeniem pozbyła się cellulitu.

Czym jest karboksyterapia?

To zabieg, który polega na kontrolowanych iniekcjach gazem medycznym (dwutlenkiem węgla) do tkanek poddawanych leczeniu. Po jego zastosowaniu zwiększa się przepływ krwi oraz tlenu, a także składników odżywczych do miejsca zabiegowego oraz poprawy mikrokrążenia.

Dwutlenek węgla bywa nazywany „cudownym gazem” ponieważ daje doskonałe efekty i na dodatek, nie ma ryzyka wystąpienia jakichkolwiek działań niepożądanych. Podczas karboksyterapii dwutlenek węgla jest wstrzykiwany śródskórnie albo podskórnie za pomocą igły.

Gaz przenika do tkanek znajdujących się w obszarze zabiegowym, co powoduje rozszerzenie się naczyń krwionośnych, powstanie nowych naczynek i lokalnie występujący stan zapalny. Zwiększa się przepływ krwi, tlenu, a także składników odżywczych w miejscu zabiegu. Poprawia się mikrokrążenie i następuje odnowa komórek, w efekcie poprawia się jakość i struktura skóry ciała.

Czy karboksyterapia to coś nowego?

Nie bardzo. Rozalia wcale nie odkryła Ameryki wybierając się na ten zabieg. Zdecydowanie jednak odkryła nową wiedzę przede mną, ponieważ ja dotychczas nie miałam pojęcia o istnieniu tego zabiegu. Ale podobno już w latach trzydziestych XX wieku metody stosowane w karboksyterapii były wykorzystywane jako metody leczenia pacjentów z niewydolnością żylną. Rozalia powiedziała mi również, że cykl zabiegowy obejmuje od 6 do 12 zabiegów. W jej przypadku wystarczył cykl 8 zabiegów. Były one wykonywane raz w tygodniu. Co ciekawe, na ten zabieg mogą się wybrać nawet kobiety, które na co dzień nie mają zbyt wiele czasu. Zabieg jest krótki, trwa zwykle od kilku do kilkunastu minut. Rozalia pokazywała mi również swoje zdjęcia sprzed zabiegu, a także po całym cyklu. Szczerze mówiąc efekty są niesamowite. Nie spodziewałam się, że da się dojść do takiego etapu w walce z cellulitem.

Kiedy warto zdecydować się na zabieg?

Karboksyterapia może być wykorzystywana również w innych przypadłościach. Zabieg wskazany jest przy:

Jakie są efekty tego zabiegu?

Sama jeszcze nie wiem, czy skorzystam z karboksyterapii. Mimo wszystko wydaje mi się, że nie potrzebuję aż tak dużego zabiegu, ale i tak postanowiłam go opisać specjalnie dla moich Czytelniczek. Trzymajcie się dziewczyny!

Sposoby na cellulit, czyli jak poradzić sobie z problemem

W zeszłym wpisie opowiadałam Wam o moich przygodach z cellulitem, zanim przejdziemy do właściwego tematu tego tekstu, przypomnijmy sobie kilka rzeczy.

Skąd bierze się cellulit?
● Geny
● Zaburzenia hormonalne (obecne w ciąży, przy menopauzie)
● Brak ruchu, siedząca praca, siedzący tryb życia
● Antykoncepcja doustna
● Złe nawyki żywieniowe (za dużo tłuszczu, lub posiłki bogate w konserwanty)
● Nałogi (palenie, picie alkoholu)
● Noszenie zbyt uciskających ubrań

Najczęściej cellulit tworzy się na udach, pośladkach oraz brzuchu. Jak wiecie, u mnie ten problem występuje na udach. Nie wiem, czy słyszałyście, ale jest wiele odmian cellulitu i o tym też chciałabym Wam opowiedzieć.

Cellulit tłuszczowy czy wodny?

Zanim zaczniesz walkę z cellulitem musisz spróbować ustalić z jakim typem tego stanu masz do czynienia. Czasami może być trudno dokonać takiej autodiagnozy i lepiej skonsultować się ze specjalistą. Wyróżniamy trzy rodzaje cellulitu: wodny, tłuszczowy i cyrkulacyjny.

Wodny – ten rodzaj cellulitu zazwyczaj występuje u szczupłych osób. Pojawia się w wyniku złego krążenia krwi i limfy w tkance łącznej. Wpływ na jego powstawanie ma także niezróżnicowana dieta. Najwięcej szkód wyrządza nadmiar soli i zbyt mała ilość białka. Często cellulitowi towarzyszy wrażenie opuchnięcia. Zwłaszcza przed miesiączką. Pragnę dodać, że to jest właśnie mój problem.

Tłuszczowy – cellulit tłuszczowy powstaje przez gromadzenie się kwasów tłuszczowych w organizmie. Najczęściej pojawia się on na biodrach, udach i pośladkach. Jeśli macie cellulit na udach łatwo pomylić te odmiany, ponieważ obydwie najczęściej pojawiają się na udach.

Cyrkulacyjny – to cellulit, który powstaje długo i jest trudny do zlikwidowania. Tworzą go zbite, twarde grudki, a na dodatek charakteryzuje się tym, że jest bolesny. Powstaje zwłaszcza na udach i nad kolanami. Bierze on swoje istnienie z zesztywniałych włókien kolagenowych, które otaczają tkankę tłuszczową. Twarde włókna nie pozwalają na prawidłowe ukrwienie oraz natlenienie komórek.

Jak poradzić sobie z cellulitem?

Walka z cellulitem jest uzależniona od jego typu, choć każdym przypadku nie zaszkodzi ruch i odpowiednia dieta. Cellulit tłuszczowy najczęściej jest problemem osób borykających się z nadwagą. Aby się go pozbyć, należy ograniczyć spożywane tłuszcze i wprowadzić dużą dawkę ruchu.

Cellulit wodny usuniemy wprowadzając do diety produkty bogate w antyutleniacze i witaminy. Szczególnie ważna jest witamina P. Nie chcąc aby problem się powiększał, powinniśmy zrezygnować ze sportów obciążających układ krążenia. Należą do nich między innymi bieganie oraz tenis.

Cellulit cyrkulacyjny jest najtrudniejszy w zwalczeniu. Proces jego powstawania jest długi, a przyczyną są często lata zaniedbań. Aby pozbyć się cellulitu należy wprowadzić do diety produkty bogate w cynk, świeże warzywa i owoce. Powinno się także unikać wysokosłodzonych produktów.

Trudna sprawa, nieprawdaż?

Przyznacie same, że walka z cellulitem wcale nie wydaje się łatwa. I z pewnością taka nie jest. Ale jeżeli zależy nam na walce skoncentrowanej na naturalnych sposobach, musimy być wytrwałe i konsekwentne. Lat zaniedbań nie da się od tak wyeliminować w jeden dzień. Oczywiście nie można też brać sobie tej walki za bardzo do głowy, pamiętajcie, że geny tutaj także mają coś do powiedzenia i nie zawsze będziemy w stanie osiągnąć taki efekt, jaki byśmy chciały.

Jak widzicie, tematyka mojego bloga coraz bardziej się wyostrza, a ja sama – cóż, chyba coraz bardziej chwytam ten blogerski klimat. Oczywiście nie wyczerpałam sposobów walki z cellulitem. W kolejnym wpisie opowiem Wam o mojej koleżance, która przeszła pewne zabiegi z tym związane. A tymczasem, życzę Wam siły i niegasnącej motywacji!

Jak się pozbyć cellulitu? Czy to w ogóle możliwe?

Co jakiś czas wraca do mnie problem cellulitu. Niespecjalnie mam ochotę rozmawiać o nim z koleżankami, a blog wydaje się odpowiednim miejscem do tego typu kwestii. Tutaj jestem w pewnym
sensie anonimowa, chociaż i tak zdradzam dużo szczegółów ze swojego życia. W tym wpisie opowiem Wam o tym, co dzieje się na moich udach.

Nie powiem, że się wstydzę

Moje ciało to lata doświadczeń. Pamięta kilka ciąż i różne upadki z dzieciństwa. Wszystko, co przeżyłam w jakiś sposób zapisało się na nim. A zmarszczki, które powoli robią mi się od uśmiechu?
No cóż… Myślę, że warto jest je mieć na wspomnienie własnych radosnych chwil. Brzmię jak staruszka? Mam nadzieję, że nie. Mam nadzieję, że bardziej jak doświadczona kobieta. Coś tam wiem, wielu rzeczy jeszcze nie wiem, ale już dojrzałam do tego aby akceptować siebie.

Czasami jednak widzę świat inaczej

Każda kobieta ma takie dni. W dużej mierze nie zależy to od nas, a jest po prostu kwestią hormonów. Odzywają się przynajmniej raz w miesiącu, a czasami nawet częściej jeżeli kobieta osiągnie wiek, w którym rozgrywa się burza. Często to właśnie hormony wpływają na nasze postrzeganie siebie. Przykład? Kiedy wczoraj patrzyłam w lustro byłam zadowolona z tego co widzę. A dzisiaj? Widzę swoje odbicie jakby w krzywym zwierciadle. Bardzo przeszkadzają mi moje uda, które wyglądają po prostu strasznie. Mam cellulit. Wiem, że trochę to moja wina.

Dlaczego mam cellulit?

W jakimś stopniu jest to pewnie wina genów. Kojarzę, że moja mama borykała się z tym problemem dosyć wcześnie. Dopadło i mnie. Tak właściwie zaczątki cellulitu na udach miałam już w szkole podstawowej. Czasami byłam przez to obiektem żartów, chociaż nie było tak dramatycznie jak jest teraz. Niestety nie byłam też zbyt restrykcyjna jeśli chodzi o dietę i przestrzeganie własnych postanowień. Nigdy nie byłam gruba, ale cellulit na udach był. Niezależnie od tego, czy waga pokazywała piękną piątkę z przodu, czy wskoczyła już na szóstkę. Prawdą jest jednak to, że uwielbiam gorące prysznice i nie dbam o to, żeby pić odpowiednią ilość wody. Przy trójce dzieci czasami brakuje mi tego czasu dla siebie. Może brzmi to dziwacznie, ale naprawdę nie traktuję swoich dzieci jak wymówki. Po prostu nie jestem idealna. Nikt nie jest. Piję dużo kawy, bo czasami czuję, że po prostu muszę. Nie chodzę na żaden fitness, bo ciężko mi się zorganizować. Moim jedynym sportem jest opieka nad dziećmi i załatwianie spraw na mieście. Trochę retro, prawda? Ale rzeczywiście tak właśnie jest. I lubię swoje życie, nawet jeśli nie każdemu ono odpowiada.

Co powinnam robić żeby nie mieć cellulitu?

Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. To po pierwsze. Oczywiście ćwiczenia powinny być uzupełniane odpowiednią dietą. Zrównoważoną i bogatą w wartości spożywcze. Z tym drugim akurat nie mam problemu, unikam śmieciowego jedzenia, nie piję napojów gazowanych i praktycznie nie używam cukru. Ale pracując z domu… No cóż, mam siedzący tryb pracy i to nie jest dla mnie najlepsze. Choć dzięki dzieciom ruszam się dużo, wciąż czuję, że nie jest to odpowiednio ukierunkowany ruch. Żeby nie mieć cellulitu powinnam pić dużo wody. Według mojej lekarki dziennie powinnam wypijać 3 litry płynów. Czasami dobijam ledwo do połowy i jeszcze odwadniam się kawą. Także jak widzicie… Jest źle. Aby nie mieć cellulitu powinnam też stosować prysznice naprzemiennie ciepłą i zimną wodą. Wszystko po to, by pobudzić skórę do regeneracji i poprawić krążenie.

Wiem co powinnam robić

Przydałoby się jeszcze po prostu to robić, ale okazuje się, że sprawa nie jest taka prosta. Postanowiłam poszukać zabiegu, który w jakiś sposób pomoże mi rozwiązać tę sytuację. Albo chociaż poprawi nieco wygląd mojej skóry na udach i tym samym zmobilizuje mnie do większych działań skoncentrowanych na walce z cellulitem. Po co napisałam taki wpis? Wiem, że wiele kobiet ma problem z motywacją i ze znalezieniem czasu dla siebie… Ale może nowy rok to dobra okazja aby o siebie zawalczyć?

W kolejnym wpisie opowiem Wam o sposobie na cellulit, który znalazłam. Jak zauważyliście zmieniła się trochę forma moich wpisów… Idę z duchem czasu i uczę się blogowania od koleżanek bardziej zorientowanych w tym temacie. Mam nadzieję, że lektura będzie dla Was przyjemniejsza.

Blogi kosmetyczne. Jak poznać ekspertkę?

Nie tak dawno temu zrobiłam sobie rundkę zwiedzania blogów kosmetycznych i postanowiłam zrobić z tego temat na kolejny wpis. Wspaniałe jest to, że kobiety mają swoje miejsca w sieci, w których mogą się nawzajem spotykać i wymieniać doświadczeniami. Niestety jednak nie każdy podchodzi do tematów profesjonalnie.

Mnóstwo jest ekspertek od wszystkiego i od niczego. Kanały urodowe cieszą się ogromną popularnością, zwłaszcza te, na których można znaleźć wiele tutoriali. Sama na pewno z takiego skorzystam jeśli chodzi o makijaż sylwestrowy. Natomiast warto pamiętać o tym, że nie wszystkie blogerki i vlogerki są faktycznie związane z branżą kosmetyczną. A zatem ich wiedza ma prawo być mniejsza, od wiedzy tych osób, które są na bieżąco z produktami i panującymi trendami (są oczywiście wyjątki od tej reguły). Blogerki bardzo często polecając produkty otrzymują je w zamian za recenzję na własny użytek i nie zawsze ich ocena jest obiektywna. To ważne aby o tym pamiętać, ponieważ blogerki mają często tak mało czasu na recenzje, że nie są w stanie w pełni sprawdzić ewentualnej szkodliwości danego produktu. Jeśli nie znają się na temacie, nie mogą skontrolować tej szkodliwości na podstawie samego składu kosmetyku.

Na szczęście Internet to skarbnica wiedzy i nawet osoba nieznająca się na kosmetologii, po przeprowadzeniu własnego researchu jest w stanie wykryć fałszywą ekspertkę. Wiedzę da się zweryfikować, łatwo też można sprawdzić skąd ona pochodzi. Nieuczciwe blogerki potrafią nawet kopiować czyjeś recenzje w stosunku niemalże jeden do jednego. Po czym poznać profesjonalistki?

Po pierwsze, po spójnej koncepcji. Blog o wszystkim, jest tak naprawdę blogiem o niczym. Nie ma ludzi, którzy znają się na wszystkim – takie strony powinny budzić nasze zastrzeżenia. Poza tym, wypracowanie spójnej koncepcji wcale nie jest prostą rzeczą, potrzeba na nią czasu i zaangażowania. Osoby, które w rzeczywistości chcą tylko załapać się na darmowe kosmetyki, często kierują się
pośpiechem i widać to, po jakości ich wpisów.

Po drugie, profesjonalistki potrafią dzielić się swoją pasją i łączyć ją z innymi dziedzinami swojego życia. Z fotografią, albo z podróżami – kombinacji jest tak naprawdę mnóstwo i wszystko zależy od wyobraźni autorki! Co najważniejsze, profesjonalistka wie co ma do powiedzenia, nie leje przysłowiowej wody. A jej wpisy są merytorycznie bogate, nawet jeśli są krótkie. Dzięki temu Czytelniczki mogą wyciągnąć z jej treści coś praktycznego dla siebie, jakąś nową jakość albo umiejętność. Wpisy o niczym, napakowane osobistymi doświadczeniami, których nie da się przełożyć na życia Czytelników – nikogo nie zatrzymają na dłużej.

Po trzecie, ważny jest styl pisania i redakcja tekstów. Jeśli ktoś w dzisiejszych czasach publikuje wpisy z milionem błędów, sam siebie skazuje na porażkę. Dostęp do wiedzy nigdy nie był tak łatwy jak w czasie Internetu. Wystarczy jeden klik aby dostać się do encyklopedii czy słownika. Sprawdzenie poprawności stylistycznej tekstu również nie jest problemem. Jeśli więc ktoś nie podejmie tego minimalnego wysiłku, nie tylko nie jest profesjonalistą, ale wręcz nie szanuje swoich Czytelników.

Po czwarte, profesjonalistki wiedzą, że opis to za mało. Każdy wpis trzeba opatrzyć pięknymi zdjęciami, tak aby Czytelnicy chcieli zawiesić na nich oko. Zwłaszcza jeśli mowa o wpisach makijażowych, czy typowo recenzenckich, w których naprawdę liczy się strona wizualna prezentowanego tematu.

Po piąte, atrakcyjny design strony również świadczy o profesjonalizmie. Dzisiaj istnieje bardzo wiele rozwiązań, które pozwalają utrzymać atrakcyjny wygląd strony nawet niskim kosztem. To daje bardzo duże możliwości osobom, które na początku nie posiadają dużego kapitału. Niemniej jednak, w design trzeba także włożyć swój czas i zaangażowanie – to dwie cechy, po których poznasz profesjonalistkę. Naprawdę nie brakuje blogerek, które zadowalają się byle czym. Jednak takie podejście nie zaowocuje dużą liczbą Czytelników.

Dieta jest ważna! Szczególnie w święta

Jakbym miała mało na głowie, postanowiłam zorganizować Święta Bożego Narodzenia u nas w domu. Generalnie nie był to najlepszy pomysł, bo nasze mieszkanie nie należy do największych a zdecydowaną większość miejsca zajmuje nasza pięcioosobowa rodzina. Nie przemyślałam tego pomysłu, ale kiedy teściowa weszła mi na ambicję podczas rozmowy telefonicznej, ja postanowiłam wziąć to na klatę. Dlatego teraz przede mną gotowanie, pieczenie, sprzątanie i przyklejanie uśmiechu w wigilijny wieczór, kiedy to moje szwagierki będą mi wydawać złote rady na temat tego, jak powinnam żyć.

Ale nawet w ten magiczny czas warto zachować czujność. W Święta Bożego Narodzenia, gdy wszędzie unosi się zapach ciast i różnego rodzaju wypieków, wyjątkowo łatwo o odejście od prawidłowej diety i żywienia. Niestety wiem coś o tym. Nie powiem, że mam żelazną wolę i niestety, od czasu do czasu odbija się to na moim zdrowiu. I wyglądzie cery.

Nie liczę kalorii i nie jestem sztywna, ale niestety ciasto z kremem potrafi skutecznie zniszczyć moją, cerę w niecałą dobę, rujnując wszystkie pozytywne efekty, na które bardzo długo pracowałam. W tym wpisie chciałabym Was przestrzec i przypomnieć jak ważna jest zdrowa dieta, szczególnie w święta, gdy pokus jest tak wiele.

Jesteś tym, co jesz. I jeśli w Święta Bożego Narodzenia napełnisz się pustymi kaloriami i napojami gazowanymi, nie będziesz musiała czekać długo na efekty. Na zdrową skórę składa się bardzo wiele czynników, ale jednym z najistotniejszych jest to, co dostarczamy naszemu organizmowi od środka.

Dieta odgrywa również fundamentalną rolę w leczeniu chorób skóry. Badania pokazują, w jaki sposób kontrola wagi może odgrywać znaczącą rolę w kontrolowaniu łuszczycy. Według aktualnych badań u pacjentów z łuszczycą częściej występują: cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, choroby serca, otyłość i zespół metaboliczny. Tymczasem u osób chorych na łuszczycę, zmiana trybu życia (zdrowa dieta i uprawianie ćwiczeń fizycznych) spowodowała, że obszary zarażone zmniejszyły się znacząco.

Ponad to badania pokazują, że stosowanie niskoglikemicznej diety przez 12 tygodni może pomóc w pozbyciu się trądziku. To bardzo ważne, ponieważ wiele osób spotykających się z tym problemem nie wierzy we własne wyzdrowienie, a równocześnie brakuje im samozaparcia do wprowadzenia długoterminowych zmian.

No dobra, ale co to znaczy zrównoważona dieta? Unikanie śmieciowego jedzenia, tak i co dalej? Musimy pamiętać o istnieniu 5 grup żywnościowych (warzywa, owoce, ziarna, białko i nabiał). Nierzadko zapomina się o tym, że schodzenie z wagi (o ile chcecie się odchudzać) nie polega na wiecznie zrzędliwym samopoczuciu, które pojawia się wtedy, gdy wybieramy takie produkty, które nie są bogate. Wcale nie trzeba ograniczać spożywania posiłków aby schudnąć, wystarczy dobrze dobierać dietę i ćwiczyć regularnie.

Zrównoważona dieta, to taka, w której zawierają się produkty z wszystkich pięciu grup żywieniowych. Wiadomo, że każdy organizm jest inny, więc najlepszą opcją będzie indywidualna konsultacja dietetyczna i spersonalizowana dieta. Jedno jest pewne, nadmiar ciasta i słodyczy – nie służy nikomu! Jasne, są różnego rodzaju zabiegi, które pomogą w walce z nadmiarem tkanki tłuszczowej, ale ja jestem zdania, że lepiej zmieniać nawyki na dobre niż walczyć z efektami tych złych.

Ale jak to wszystko ma się do Świąt Bożego Narodzenia? To takie drobne przypomnienie, abyśmy nie zapominały o sobie nawet na jeden wieczór. Wypieków i dań jest dużo, ale czy naprawdę warto psuć efekty tego, na co pracowałyśmy przez cały rok?

Jeśli potrzebujecie dodatkowej motywacji, chętnie Wam opowiem o tym, co dzieje się u mnie, gdy się zapomnę. Jeśli zjem za dużo sztucznych ciast następnego dnia moja cera jest sucha i wyskakują na niej nieestetyczne wypryski. Jeżeli przesadzę z czerwonym winem na mojej twarzy już po paru godzinach wyskakują czerwone, bolesne plamy. Ich zaleczenie trwa zwykle parę tygodni. Czy chwila przyjemności jest tego warta?

Czas opowiedzieć coś więcej o sobie

Po moim ostatnim wpisie na temat urody i palenia papierosów otrzymałam bardzo wiele wiadomości. Choć znaczna część z nich była pozytywna, było też dużo negatywnych. Takich, które sugerowały, że nie jestem osobą kompetentną aby wypowiadać się na jakikolwiek temat.

Zastanawiałam się jak do tego podejść. Nie chciałam przesadnie uciekać na tym blogu w życie prywatne, zwłaszcza, że robię to i tak. W stopniu, w jakim wymagają tego różne tematy. Koniec końców zdecydowałam, że nie pozostawię tego wszystkiego bez komentarza i w skrócie opowiem, o niektórych wydarzeniach z życia, które doprowadziły mnie do tego kim jestem dzisiaj i jakie mam poglądy.

Moja przemiana zaczęła się w pierwszej ciąży. Wtedy okazało się, że mam bardzo złe wyniki jeśli chodzi o tarczycę i duże niedobory witamin. Od początku byłam zawzięta i uważałam, że muszę zrobić wszystko, aby jak najmniej faszerować się lekami w tym błogosławionym stanie. Tak też się stało. Wyeliminowałam z diety słodycze, codziennie jadłam kilka dużych porcji warzyw, piłam bardzo dużo wody i suplementowałam się specyfikami zaleconymi przez lekarza. Wyniki z naprawdę marnych, stały się świetne a ciąża przebiegała prawidłowo.

W finalnym momencie okazało się, że trzeba zrobić cesarskie cięcie. Spadki tętna były znaczne, a powód klasyczny… Kilkakrotnie owinięta pępowina wokół szyi. To był ogromny stres dla mnie i mojego męża, oraz dla całej naszej rodziny. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

Kilka miesięcy później USG pokazało, że mam guzek w tarczycy. Wyobraźcie sobie cały ten stres związany z taką informacją. Przed chwilą zostaliśmy rodzicami po raz pierwszy (wszystko w atmosferze walki o życie moje i dziecka), a chwilę później już bałam się, że mam raka. Po odkryciu zmiany okazało się, że guzek nie kwalifikuje się do biopsji, bo jest za mały. Czekałam kilka miesięcy stresując się, czy to rak i zastanawiając jakie mam opcje jeśli rzeczywiście tak jest. Nie mając nic do stracenia, postanowiłam żyć jeszcze zdrowiej i jeszcze bardziej zadbać o siebie.

U lekarza okazało się, że mój guzek się zmniejszył. I jeszcze bardziej nie kwalifikuje się do biopsji. Lekarz powiedział mi wprost, to może być rak, ale nie musi. Wszystko zależy od tego, jak dalej będzie się zachowywała zmiana. I wiecie co? Minęło od tamtej pory mnóstwo czasu, a guzek się wchłonął.

Wiem, że wiele osób nie wierzy, że zdrowy tryb życia może doprowadzić do takich rzeczy, ale ja naprawdę w to wierzę, bo tego doświadczyłam. Nie jem słodyczy, nie piję słodkich napojów, nie słodzę herbaty, nie palę papierosów i nie przesadzam z alkoholem (nie odmówię sobie lampki wina z moim ukochanym mężem).

Nie piszę o tym po to, żebyście mnie żałowali, albo żeby kogoś do czegoś przekonać. Próbuję tylko powiedzieć, że Slow Beauty wymaga mnóstwa pracy nad sobą, nad swoimi słabościami, nad codziennymi nawykami. Czasami to kwestia decyzji, innym razem życiowych doświadczeń. Ale nie dla każdego przewidziano tę samą ścieżkę prawda?

Slow Beauty to nie tylko kliniki urody, zabiegi mające poprawić kondycję skóry… To przede wszystkim filozofia życia, oparta na podejmowaniu świadomych wyborów zorientowanych właśnie na życie, a nie na wygodnictwo. Umówmy się, samodzielne gotowanie i dobieranie odpowiednich produktów, może nie jest specjalnie wygodne. Ale jest możliwe nawet przy trójce dzieci i całej masie obowiązków. Na dłuższą metę jest też bardziej opłacalne, choć na początku kosztuje wiele wyrzeczeń.

Wychodzę z założenia, że to, co mogę ofiarować swojej rodzinie to przede wszystkim czas, który poświęcamy na wspólne budowanie szczęścia i zdrowych nawyków. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że moje dzieci kiedyś pewnie od tych nawyków odejdą, ale jeśli z odpowiednim zaangażowaniem pokażę im ten styl jako dobry, jest ogromna szansa, że kiedyś do niego wrócą i przekażą go dalej.

Palenie naprawdę szkodzi zdrowiu i urodzie

Dawno nie pisałam na blogu, a wszystko dlatego, że choróbsko dopadło całą naszą rodzinę. Przy upartym wirusie ani zdrowa dieta, ani zrównoważony styl życia nie mają większego znaczenia, po prostu trzeba to przetrwać. Z nas wszystkich Marcelek przeszedł to najciężej, katar niestety mu nie odpuszczał a kaszel nie pozwalał spokojnie spać w nocy.

Właśnie… Ten kaszel… Trzy dni temu zadzwoniła do mnie Lucyna. Ona uwielbia rozmawiać długo, lecz tym razem szczerze mówiąc nie miałam na to ochoty. Dlaczego? Wyobraźcie sobie mnie z chorym gardłem wiszącą na telefonie, kiedy moje ukochane dzieci równocześnie dopominają się o moją uwagę, bo same czują się bardzo źle i nie wiedzą, co ze sobą zrobić. No właśnie! A rozmowa z Lucyną tym razem trwała jeszcze dłużej, bo uaktywnił się jej kaszel palacza. Milion razy próbowałam jej wytłumaczyć, że palenie naprawdę szkodzi zdrowiu i właśnie o tym będzie dzisiejszy wpis.

Nie rozumiem dlaczego do wielu palących kobiet nie trafia wiedza, że dym tytoniowy bardzo nasila proces fizjologicznego starzenia się skóry. Zacznijmy od tego, że mnóstwo kobiet ma mylne wrażenie, że bardziej szkodliwe od papierosów są promienie UV i to czyni papierosy lepszymi w tym rankingu. Nic bardziej mylnego! Palenie tytoniu to główna przyczyna zewnątrzpochodnego starzenia się skóry, zaraz obok promieniowania UV!

Co więcej, skład chemiczny wydychanego dymu tytoniowego obejmuje całą masę substancji toksycznych, drażniących i rakotwórczych. Znam takie osoby, które od wielu, wielu lat palą nałogowo i nadal nie łączą z tym faktem swojego nowotworu. Według mnie? To mechanizm wyparcia, który pozwala im tkwić w ich pozornej strefie bezpieczeństwa i wspiera nałóg. Lucyna cały czas uważa, że swój podstarzały wygląd zawdzięcza genom, tymczasem ja jestem pewna, że byłoby znacznie lepiej, gdyby rzuciła palenie.

Dlaczego to aż takie ważne? U kobiet składniki dymu tytoniowego wykazują działanie antyestrogenowe. W praktyce oznacza to dla nas zmniejszenie jędrności oraz grubości skóry, a także znaczne zmniejszenie stopnia nawodnienia. Co najważniejsze i najtrudniejsze do przyjęcia dla osób palących papierosy… Niestety żadne zabiegi odmładzające, czy poprawiające wygląd skóry nie przynoszą satysfakcjonujących efektów u palaczy. Organizm regularnie niszczony od środka nie jest w stanie tak sprawnie regenerować się jak u osób,
które dbają o dietę oraz o zrównoważony styl życia. Nikotyna utrudnia proces gojenia się skóry i powoduje jej chroniczne niedotlenienie. Hamuje również syntezę kolagenu i kwasu hialuronowego.

Tak naprawdę minusy palenia papierosów można wymieniać w nieskończoność. Nie mówiąc już o tym, że na samych pudełkach znajdują się zdjęcia pokazujące co palenie robi ze zdrowiem. Wielokrotnie powtarzałam Lucynie, że skóra osób palących staje się bardziej wrażliwa na czynniki zewnętrzne i mikrourazy a ona nadal zastanawia się nad tym, dlaczego tak często pojawiają się u niej stany zapalne.

Mam nadzieję, że wybaczycie mi ton tego tekstu. Zdaję sobie sprawę, że jest trochę nacechowany emocjonalnie, ale nic nie denerwuje mnie tak, jak niełączenie działań z ich konsekwencjami. Żeby mieć zdrową, piękną skórę trzeba po prostu raz na zawsze rzucić palenie, a najlepiej w ogóle nie zaczynać. Tutaj nie ma połowicznych rozwiązań. Jeśli nie chcesz aby twoja skóra starzała się z prędkością światła – odpuść sobie kolejnego papierosa i milion następnych również.

Zaraz pewnie znajdzie się ktoś, kto zapyta o to, jak to było ze mną. W całym swoim życiu wypaliłam może ze cztery papierosy i to bardziej w celu sprawdzenia co inni ludzie w tym widzą, niż z wewnętrznej potrzeby. Nie znalazłam w tym nic ciekawego dla siebie, a wręcz przeciwnie. Bardzo nie podobał mi się zapach, który przez długi czas utrzymywał się na moich włosach. Poza tym pamiętam taką scenę z przeszłości, kiedy w liceum usiadł koło mnie kolega, który bardzo dużo palił. Choć bardzo go lubiłam, wprost nie mogłam z nim siedzieć w jednej ławce, bo pachniał jak jedna wielka popielniczka a u mnie wywoływało to napadowy kaszel.

Odpowiadam na pytania Czytelniczki

Dzisiaj dostałam maila od jednej z moich Czytelniczek. Ktoś z was napisał też do mnie w podobnych kwestiach na Instagramie. Dlatego dzisiaj nie będzie takiego normalnego wpisu. A ja postaram się odpowiedzieć na dwa pytania, które dostałam od Karoliny. Obydwa uważam za ważne, nie tylko ze względu na mój własny przypadek, ale przede wszystkim ze względu na kobiety. Ten wpis kieruję przede wszystkim do zapracowanych i zmęczonych mam. Będę apelować, abyście zrobiły coś dobrego dla siebie, przy okazji rozwiewając Wasze wątpliwości. No to, do dzieła!

Dlaczego tak rzadko piszesz o swoich dzieciach?

Moje dzieci, to najukochańsze istoty na świecie (każda mama powie tak o swoich dzieciach, wiem – i to jest cudowne). A że jest ich aż trójka to wypełniają całkiem sporą część mojej codzienności. Nie zrozumcie mnie źle, nie narzekam. Jestem bardzo szczęśliwą mamą, bardzo kocham moje dzieci i nie wyobrażam sobie świata bez nich. Blog to moje kilka minut dla siebie, osobista świątynia, w której spotykają się zarówno te poważne, jak i mniej poważne myśli. Nie o to chodzi, że nie chcę pisać o swoich dzieciach, po prostu nie zawsze sytuacja, czy temat, o którym chcę Wam opowiedzieć wiąże się bezpośrednio z nimi. Owszem, bycie mamą to ogromna część mojego życia, ale pamiętajcie proszę, że nie jedyna.

Dlaczego otwarcie piszesz o tym, że korzystasz z zabiegów estetycznych?

A dlaczego nie? Czy to jakiś powód do wstydu? Dlaczego miałabym ukrywać to, że chcę o siebie dbać, że chcę nie tylko dobrze wyglądać, ale przede wszystkim dobrze się czuć? Wiele osób po usłyszeniu “zabieg estetyczny” widzi w wyobraźni karpie usta kobiet po nieudanych operacjach plastycznych… Tymczasem na temat należy spojrzeć znacznie szerzej.

Współcześnie bardzo mocno rozwija się trend slow beauty, który ja sama również preferuję. Ze swojej strony dbam o zdrowie, odżywiam się zdrowo, ćwiczę i dbam o składy stosowanych produktów. A oprócz tego mam swoją ulubioną klinikę urody, do której w miarę regularnie chodzę. Wiem, że w tym miejscu liczy się moje dobro i nikt nie będzie na siłę wciskał mi zabiegów dla tzw. “nabijania kasy”. W SC Beauty czuję się zrelaksowana i spokojna. Pracują tam profesjonalne osoby, które nie tylko wykonują zabiegi, ale przede wszystkim potrafią rozmawiać i doradzać w konkretnych problemach. Idąc tam wiem, że nikt nie będzie mi niczego wciskał na siłę. Co więcej przekonałam się, że specjaliści odradzają też niektóre zabiegi w zależności od przypadku i jako klientka kliniki, bardzo to sobie cenię.

Uważam, że kobiety, które są mamami jeszcze bardziej powinny pozwalać sobie na takie “rozpieszczanie” od czasu do czasu. Na co dzień spoczywa na nas mnóstwo obowiązków i nie da się każdego dnia przeżywać z uśmiechem, gdy równocześnie zapomina się o sobie. Robiąc to dla siebie, robimy to też dla naszych rodzin i warto mieć to na uwadze.

Czułam, że muszę na te pytania udzielić publicznej odpowiedzi, ponieważ kobiety nie powinny wstydzić się tego, że chcą dbać o swoją kobiecość. Każda z nas ma w sobie coś wyjątkowego, każdą stworzyła natura. A życie w stresie, w pędzie, z milionem obowiązków na karku wcale tak naprawdę nie wpływa korzystnie ani na naszą urodę, ani na nasze zdrowie.

Niestety nie zawsze da się uniknąć stresów i pośpiechu, ale sprezentowanie sobie od czasu do czasu jakiegoś zabiegu estetycznego, albo nawet całej serii zabiegów – może wyjść nam tylko na dobre, jeśli oczywiście czuwają nad tym osoby z wiedzą i doświadczeniem. Chciałabym również aby Czytelniczki pamiętały, że bycie mamą nie zwalnia z bycia kobietą
i to naprawdę nic złego, zrobić coś dla siebie od czasu do czasu. Zwłaszcza wtedy, gdy się ten czas dzieli na trójkę dzieci. Choć oczywiście dotyczy to wszystkim mam na świecie!

My jesteśmy źródłem siły, miłości i domowego ciepła. Ale uwaga! Same też potrzebujemy skądś brać tę energię i nawet jeśli mamy cudownych, kochających mężów, od czasu do czasu dobrze jest zrobić coś dla siebie bez ich udziału. Właśnie po to, abyśmy miały siły dawać im uśmiech, radość i promieniować prawdziwym kobiecym pięknem.

Jesienną chandrę pokonałam zabiegiem

Czuję się ostatnio gorzej niż źle. Jesień to okres chorób, więc cała nasza rodzina już odchorowała swoje przynajmniej po kilka razy. Zaczęło się od teściów, którzy swoich dziwacznych objawów nie połączyli z grypą żołądkową. Na szczęście nasze dzieci nie odczuły tego tak mocno i szczęśliwie u żadnego z nich nie wystąpiło odwodnienie. Najmocniej zaraza uderzyła we mnie i od tamtej pory czuję, że nie mogę do końca dojść do siebie. Z kolei perfekcjonizm i potrzeba kontroli powodują, że ciężko mi się żyje z tą świadomością.

Ale to nie wszystko. Grypa żołądkowa od razu odbiła mi się na twarzy. Niestety tak jest z każdą silniejszą chorobą u mnie. Moja cera jest szara, papierowa i mam wrażenie, że o milion lat starsza.

Zmęczenie naprawdę daje mi się we znaki, a jesienna chandra też w niczym nie pomaga. Dzieciaki są cudowne jak zwykle i bardzo się dla nich staram, ale ostatnio popłakuję po kątach. Mój podcast ma się nieco gorzej i różne inne działalności również. Jakby tego było mało, mąż mi powiedział dzisiaj w kłótni, że moim gadaniem nie zapłacimy rachunków, sugerując że moja działalność jest nic nie warta… Do tej pory myślałam, że rozumie moje poczucie misji i wie, że robię coś dobrego. Ale chyba jednak się pomyliłam. Albo już zupełnie jesień zaćmiewa mój umysł… Nie wiem co będzie dalej, chyba straciłam do tego serce.

Moje rozmyślania przerwała Baśka, która wydzwaniała do mnie dzisiaj przez cały dzień, aż w końcu postanowiłam, że odbiorę.

-Hej! O co chodzi, dlaczego nie odbierasz?
-Ciężki dzień, tydzień i miesiąc. – odpowiedziałam.
-Chcesz się wygadać? – drążyła temat.
-Nie.
-Dobra. Nieważne. Mam zaproszenie na zabieg oxybrazji dla dwóch osób i pomyślałam o
tobie. Co ty na to? – zapytała pełna entuzjazmu, jakby w moim tonie kompletnie nie wyczuła
wylewającej się z każdej strony jesiennej depresji i goryczy.
-Prawdę mówiąc, nie mam na nic ochoty ostatnio.
-Oj Elena, weź przestań! Dobre nawodnienie nie jest złe, na pewno ten zabieg poprawi ci
humor. No nie daj się prosić…

Nie miałam wyjścia. Baśka ma to do siebie, że jak coś postanowi to w ogóle nie dochodzi do niej żadna odmowa. I tak było tym razem. W końcu siłą perswazji wyciągnęła
mnie z domu. Nie żałuję, bo rzeczywiście poprawiła mi humor. Nigdy wcześniej nie miałam zabiegu oxybrazji i niespecjalnie wiedziałam co to takiego jest.

Na miejscu okazało się, że zabieg polega na użyciu silnego strumienia soli fizjologicznej oraz tlenu, w celu głębokiego oczyszczenia skóry. Poza tym odmładza i nawadnia. Cały zabieg był wykonywany na mokro i dało to przyjemne uczucie świeżości na mojej zmęczonej chorobą jesiennej twarzy.

Muszę powiedzieć, że efekty były całkiem imponujące i nawet ucieszyłam się z tego, że siła perswazji Baśki doprowadziła mnie do salonu urody. Po oxybrazji moja skóra stała się widocznie nawilżona i nawet wygładziły się niektóre zmarszczki. A moja szara wcześniej cera nabrała blasku. Po spojrzeniu w lustro miałam niemałe wątpliwości, czy to aby na pewno jesień, czy może jednak lato?

Choć oczywiście nie rozwiązało to moich problemów, to na pewno polepszyło samopoczucie. Na moim podcaście opowiadam kobietom o tym, że nie wolno o sobie zapominać, że powinnyśmy być dla siebie dobre. Tymczasem… Mnie samej zdarza się spychać własne potrzeby na ostatnie miejsce. I chociaż wiem, że nie jest to dobre rozwiązanie, to czasem naprawdę nie potrafię inaczej.

Właśnie dlatego, dobrze jest mieć przy sobie taką Baśkę, która choć zapatrzona w siebie, potrafi siłą perswazji wyciągnąć z dołka. A oxybrazja? No cóż, chyba wejdzie mi w nawyk od czasu do czasu. Oprócz efektów widocznych na skórze, emocjonalnie poczułam się znacznie lepiej. Szczerze? Był to jeden z najmilszych dni w tym miesiącu. Kto wie, może przełamie złą passę i od teraz będzie tylko lepiej? To się okaże, ale przynajmniej spojrzenie w lustro poprawia mi jesienne nastroje. A mój mąż również tę zmianę zauważył i przyjemnie skomentował. Może po prostu potrzebowałam jakiejś odskoczni od codzienności?

Czy da się wygrać z cellulitem?

Ostatnio na moim blogu więcej jest tematów urodowych, ale rzeczywiście piszę wtedy, kiedy uda mi się wykrzesać kilka chwil dla siebie. W tej naszej gromadzie uroda to temat ważny, nazwisko przecież zobowiązuje. Ale też trudny, bo przy trójce dzieci naprawdę mam dużo obowiązków. Choć gdyby mnie ktoś zapytał… Pewnie, nie miałabym nic przeciwko temu by mieć ich jeszcze więcej.

Dzisiaj moje myśli krążą wokół cellulitu. Niefortunne światło w łazience sprawiło, że zobaczyłam go jeszcze wyraźniej niż zwykle i pomyślałam, że trzeba coś z tym zrobić. Bardzo możliwe, że to cellulit wodny, bo pomimo starań wciąż z trudem mi przychodzi picie dużej ilości wody. Ale walka z cellulitem to przecież nie tylko szklanka wody, ale zbilansowana dieta, aktywność fizyczna i stosowanie efektywnych kosmetyków. Co to znaczy?

Kosmetyki na pewno muszą mieć odpowiedni skład. Najważniejsze są tutaj substancje aktywne takie jak: algi, kofeina, olejki eteryczne, oleje i ekstrakty roślinne. To one odpowiadają za zdrowy i wygładzony wygląd skóry. Nie powinnyśmy ufać etykietom z obietnicami, ale przede wszystkim sprawdzać składy poszczególnych kosmetyków i analizować rozłożenie procentowe substancji w nich zawartych.

Najczęstsze substancje antycellulitowe to: L-karnityna (usuwa nadmiar wody z komórek), kofeina (oczyszcza i usprawnia krążenie, wspomaga spalanie nadmiaru tkanki tłuszczowej), bluszcz pospolity (poprawia krążenie i pobudza przemianę materii), miłorząb japoński (hamuje procesy starzenia się skóry i ujędrnia), wąkrotka azjatycka (przyspiesza proces redukcji tkanki tłuszczowej), skrzyp polny (usprawnia krążenie), koenzym A (wyszczupla, przyspiesza metabolizm), algi zielone i brunatne (kwas alginowy usuwa złogi tłuszczu), borowinia (wspomaga spalanie tkanki tłuszczowej), retinol (wygładza skórę), nostrzyk żółty (wzmacnia naczynia krwionośne), czarny bez (wygładza, zmiękcza i łagodzi skórę) i arnika górska (eliminuje nadmiar wody).

Wiem, że dla niektórych z was ta ilość ważnych składników do zapamiętania może być męcząca, ale możecie np. wydrukować sobie ten spis substancji i zabrać listę ze sobą na wycieczkę do drogerii. Nasze zdrowie jest najważniejsze i nie powinnyśmy go ryzykować decydując się na produkty nieefektywne, o podejrzanym składzie. Najważniejsze jest to, by składniki się wzajemnie uzupełniały. Po to, aby kosmetyk zwalczał cellulit pod różnymi względami i działał na wszystkie czynniki, które go wywołują. Poczytałam trochę na ten temat i okazuje się, że oprócz składu należy zwracać uwagę także na formę kosmetyku. Podobno najlepiej jest korzystać z serum, dlatego że sera posiadają bogatą recepturę. Wszystkie ważne substancje występują w nich w dużym stężeniu. A jeśli chodzi o kremy, żele i balsamy, to raczej są one traktowane jako preparaty uzupełniające.

Bardzo długo nie wiedziałam o tym i przyznam, że czasami miałam pretensje do producentów kremów antycellulitowych, że ich produkty nie działają tak, jak powinny. Tymczasem nie przyszło mi do głowy, aby sięgnąć po serum i to był mój błąd.

Czy da się wygrać z cellulitem? Nie wiem. Na pewno da się go złagodzić. Oczywiście nie tylko poprzez dobór odpowiedniego serum, ale przede wszystkim zdrową dietą i aktywnością fizyczną, a także piciem odpowiedniej ilości wody. Przyczyny cellulitu mogą być bardzo różne i o tym też trzeba pamiętać. W przypadku zaawansowanego cellulitu serum to za mało, warto skorzystać z konsultacji kosmetologicznej, a następnie ze specjalistycznych zabiegów.

Cóż, na pewno nie zwalczę swojego cellulitu w jeden dzień, ale postanowiłam od dzisiaj zwrócić jeszcze większą uwagę na dobór odpowiednich kosmetyków i na dietę. Aktywności fizycznej mi nie brakuje, przy trójce dzieci naprawdę jest co robić…

Rozmowy o starzeniu się

Dzisiaj napisała do mnie młodsza koleżanka z zapytaniem, czy dostrzegam na swojej skórze pierwsze objawy starzenia się. Spóźniła się z tą wiadomością przynajmniej o kilka lat. Już w wieku 27 lat zauważyłam pierwsze oznaki starzenia się skóry, choć według niektórych to i tak dosyć późno.

Odkąd pamiętam dbałam o swoją cerę. Nie szpachlowałam też twarzy zatykającą pory tapetą, choć od czasu do czasu zdarzało mi się nałożyć lekki podkład. Nie było to jednak regularne na tyle, by
przyspieszać proces starzenia. Ale tak naprawdę jedno z drugim mogło nie mieć żadnego związku, bo zmarszczki i prędkość ich powstawania to w dużej mierze kwestia uwarunkowań genetycznych. I to samo odpisałam koleżance. Okazało się, że temat zaintrygował ją na tyle, by zapowiedzieć się z popołudniową wizytą.

Akurat tak się złożyło, że całe popołudnie miałam wolne. Bez żadnych planów na spędzenie tego czasu, więc usiadłyśmy przy kawie i ciastku.

– No dobra, ale podpowiedz mi co mam zrobić oprócz kremów, maseczek? – pytała Ida z niekrytą nadzieją, że zegar biologiczny da się cofnąć.

-Wiesz kochana, tak naprawdę trzeba było pomyśleć o tym jakieś pięć lat temu i nie kupować tylu paczek papierosów na raz, to może nie wpadłabyś w nałóg i dzisiaj twoja skóra i włosy wyglądałyby lepiej.

– Elena, nie bądź złośliwa. Nie każdy może się cieszyć takimi cudownymi genami, jak ty.

-Moment, geny to jedno, ale brak uzależnień też pomaga w zachowaniu urody. I choćbyś zrobiła sobie milion operacji, już nie cofniesz tych wszystkich szkód jakie sobie wyrządziłaś od środka. Choć rzeczywiście… Mogłabym ci pewien zabieg, który może pomóc, a na pewno nie zaszkodzi.

-Opowiedz mi wszystko! Wiesz, że jestem kompletnie zielona na ten temat…

– Mam na myśli mezoterapię igłową. Chociaż nie robię jej często, to zdarzyło mi się korzystać z tej terapii więcej niż raz. Nazwa może trochę przerażać, bo igły z reguły nie kojarzą się dobrze. Ale tak naprawdę to zabieg polegający głównie na biorewitalizacji.

– Aż się boję zapytać na czym to polega… – powiedziała Ida biorąc duży łyk kawy.

– Nie będę cię oszukiwać, ten zabieg nie jest super przyjemny, ale nie jest też bardzo bolesny. Polega na śródskórnym wstrzykiwaniu cienką igłą małych dawek substancji aktywnych w miejsca objęte danym problemem. Podczas takiego zabiegu otrzymujesz również miejscowe znieczulenie. Oczywiście wydaje mi się to ważne, aby robić takie zabiegi w zaufanych klinikach i nie dać się skusić na zbyt tanią wersję mezoterpaii igłowej w podejrzanych warunkach… Niestety oszustów jest dużo również na tym rynku, a konsekwencje… No cóż, nikomu ich nie życzę…

-No dobra. Przyznaję, brzmi trochę strasznie, ale jakoś mnie to przekonuje, że ty się zdecydowałaś. I faktycznie zauważyłaś jakąś różnicę?

-Wiesz, tak naprawdę to nie jest mocno inwazyjny zabieg. Jego celem na pewno nie jest zmiana twarzy trzydziestopięciolatki w twarz piętnastolatki. Ale nie da się ukryć, że po terapii moja skóra była mocno odżywiona, bardziej elastyczna i nawilżona. Twarz wyglądała o wiele zdrowiej i o wiele bardziej rześko. Podobno mezoterapia igłowa pobudza skórę do produkcji kolagenu i elastyny, a przede wszystkim do ogólnej regeneracji. Myślę, że warto się na to zdecydować i na pewno nie byle gdzie. Tylko w klinice, w której specjaliści doradzą ci, co jest tak naprawdę najlepsze dla twojej skóry.

-Masz racje, przemyślę sobie ten temat i odezwę się do ciebie. Zobaczymy. Jeszcze nie wiem, jak do tego podchodzę, muszę się zastanowić.

– Pewnie! Najważniejsze żeby nie decydować pochopnie.

I tak upłynęło nam to popołudnie na rozmowach o zdrowiu i urodzie, o starzeniu i próbach odmłodzenia się, albo przynajmniej spowolnienia procesu, który jest naturalną częścią życia. Niedługo potem mój mąż wrócił do domu z dzieciakami, a ja do swoich zajęć. To był całkiem przyjemny dzień.

Czas dla siebie

Są takie dni, w których „czas dla siebie” to pojęcie względne. Nie należę co prawda do tych matek, które narzekają na swoją sytuację. Zawsze chciałam mieć jak najwięcej dzieci i biorę na siebie wszystkie wyrzeczenia z tym związane. Są jednak takie podstawowe potrzeby, których niezaspokojenie może prowadzić do tego, że nawet życie z jedynakiem staje się wyzwaniem.

Kobieta niezadbana, to kobieta nieszczęśliwa. Możecie mi wmawiać, że są wyższe sprawy ideologiczne, większe problemy na świecie niż zdrowie i uroda. Sama też tak kiedyś myślałam i nie zwracałam za bardzo uwagi na tego typu rzeczy. Wiele się jednak zmieniło, gdy urodziłam Marcela. Zrozumiałam wtedy, że dbanie o siebie samą to jeden z moich podstawowych obowiązków. Najlepsza mama to szczęśliwa mama. I chociaż w pierwszym rzędzie dbam o siebie dla siebie samej, to profity czerpie z tego cała moja rodzina.

Zmieniam się od środka. Od jakiegoś czasu towarzyszy mi głębokie przekonanie, że wszelkie leczenie zaczyna się u źródła. I tak, postanowiłam, że zamiast „leczyć” problemy skórne rozmaitymi maściami, zacznę od wnętrza. Kremy i różne preparaty nie eliminują problemu, a jedynie łagodzą objawy. Holistyczne spojrzenie na organizm zmienia moim zdaniem wszystko i daje długotrwałe, pozytywne efekty. Nawet jeśli trzeba na nie trochę poczekać. W pierwszej ciąży większość moich problemów została wyeliminowana. I wcale nie było to zasługą maści, ani szalejących hormonów ciążowych. Zupełnie zmieniłam swoją dietę. Codziennie jadłam dużą ilość warzyw i piłam bardzo dużo wody. To był pierwszy etap mojej przemiany.

Dzisiaj jestem po trzech porodach i możecie mi wierzyć, że nie mam ani jednego rozstępu. I praktycznie nie zawdzięczam tego kosmetykom, a jedynie samej sobie i temu, jak zmieniło się moje podejście do diety. Rzeczywiście, w ramach profilaktyki używałam kremów przeciw rozstępom, a także olejków. Myślę, że warto to robić choćby dla zapewnienia sobie samej chwili relaksu. Wierzę także, że ta pielęgnacja miała swój wpływ na stan mojej skóry, choć traktowałam to bardziej jako wsparcie dla diety.

Czy przy trójce dzieci da się w ogóle dbać o siebie? Oczywiście, że się da. Trzeba tylko pracować na nawykach, a nie na jednostkowych sytuacjach. Nie wystarczy nałożyć maseczkę na twarz raz na pół roku, od tak „bo akurat jest chwila”. Trzeba pewne rzeczy wpisać na stałe w swój grafik. I chociaż wymagają od nas nieco trudu i zaangażowania, na dłuższą metę warto to robić.

Bycie mamą trójki nie oznacza również, że jestem cały czas z każdej strony obklejona dziećmi i nic nie mogę zrobić. Adam często zabiera ich na spacery, abym ja też miała chwilę dla siebie. Babcia Krysia także jest niemałym wsparciem, babcia Helenka również wspiera jak może, choć ona akurat mieszka bardzo daleko i nie korzystamy z tego wsparcia zbyt często.

Budowanie nowych nawyków żywieniowych i pielęgnacyjnych trochę trwa, ale niesie za sobą długofalowe i pozytywne rezultaty. Co więcej, widzę, że wpływa na życie całej naszej
rodziny, bo wszystkie moje dzieci chętnie jedzą warzywa, a moje małe damy już budują nawyki dbania o siebie. Są nawet takie dni, gdy nakładam im na buzie kremy dziecięce i bawimy się w SPA. One mają ubaw, a ja naprawdę w tym czasie funduję sobie regenerację. Da się? Oczywiście, że się da. Trzeba tylko chcieć i testować różne strategie.

Pamiętam doskonale jak po narodzinach Marcela straciłam wiarę w to, że kiedykolwiek zjem śniadanie o normalnej godzinie. To wszystko się jednak zmieniło, gdy tylko nabraliśmy nowych, dobrych nawyków, które usprawniły naszą codzienność. Każde dziecko jest inne i każde przewraca życie do góry nogami. Po każdym porodzie trzeba więc sobie tworzyć rytuały i nawyki od nowa, ale niewątpliwie warto to robić. Zaniedbywanie podstawowych potrzeb często przechodzi we frustracje, a następnie odbija się na dzieciach i na całej rodzinie. Im szybciej się to zrozumie, tym lepiej dla wszystkich.

Powrót do pisania

Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek wrócę do swoich nastoletnich zwyczajów i będę prowadziła bloga. W moim życiu wiele się zmieniło od tamtej pory. Nadal jestem mistrzynią w zarządzaniu chaosem, ale już nie tylko swoim własnym. Osiem lat temu na mojej drodze pojawił się Adam. Dosyć szybko wzięliśmy ślub, a dziewięć miesięcy później urodził się Marcel. Szybko okazało się też, że weszliśmy na nowy poziom chaosu, który trzeba było opanować. Marcel rósł i rosła też jego potrzeba nieustannego poznawania świata. To dziecko mogłoby biegać w maratonach, dlatego kiedy tylko zaczął chodzić… Ja zaczęłam biegać aby za nim nadążyć. Macierzyństwo otworzyło we mnie całe spektrum możliwości, o których istnieniu nie miałam dotąd pojęcia. A to, że zostałam mamą chłopca jeszcze bardziej wzmocniło moją kobiecość.

Jako nastolatka nigdy nie zwracałam uwagi na modę, na urodę. Wydawało mi się to takie drugorzędne wobec wszystkich problemów tego świata. Wiecie… Są takie miejsca na świecie, gdzie ludzie głodują. Jakie znaczenie ma to, co jem albo, co na siebie włożę w tym kontekście? Jednak… Z wiekiem człowiek rewiduje swoje przekonania. Narodziny syna zmieniły wszystko, łącznie z moim patrzeniem na siebie. Przemiana zaczęła się już gdy byłam w ciąży. To był moment, w którym zmieniłam lekarza i zaczęłam odżywiać się zdrowo. Poprawiłam swoje wyniki, a moja cera wróciła do zdrowia. Wcześniej nie dbałam zbytnio o to, co jem i jak jem. Pracowałam też jak szalona.

A dzisiaj? Wszystko według zasady: Work smart, not hard. Po Marcelu pojawiły się dziewczynki i trzeba było zwolnić jeszcze bardziej. Najpierw Klara, a potem Matylda. I tak… Zostałam mamą trójki. To również zmieniło moją definicję chaosu. Dzisiaj Marcel ma siedem lat, Klara cztery, a Matylda dwa. I tak sobie żyje ta nasza ferajna.

Ale czy mój świat to tylko dzieci? Nie, ponieważ uważam, że szczęśliwa mama to najlepsza mama. A żeby tak właśnie było, muszę rozwijać swoje zainteresowania. Zaginam czas, ale nie na wariata. Raczej według zasady „spiesz się powoli”. Rozwijam swój biznes, mam swój podcast, na którym opowiadam kobietom jak godzić macierzyństwo z pracą (zdalną – ponieważ sama tak właśnie pracuję) i podaję im rozmaite pomysły na ułatwianie sobie codziennego życia. Nie szaleję z nagraniami, nie wyganiam dzieci z domu, ponieważ rodzina jest dla mnie najważniejsza. Nagrywam wtedy, kiedy mam na to ochotę i czas. Zupełnie nie uznaję idei „robić byle robić”. I zamierzam pokazać to również na tym blogu.

Dzisiaj byłam z Matyldą na placu zabaw. Klara u babci, a Marcel w szkole. Niewiele musiałam czekać na standardowe przeciąganie struny, które Matylda ma w swoim repertuarze przynajmniej cztery, jak nie pięć razy dziennie. Miałyśmy wrócić do domu na obiad, ale okazało się, że Matylda przyrosła do huśtawki. Nie denerwują mnie zazwyczaj takie sytuacje, ale akurat dzisiaj musiałam wpisać w grafik odebranie Marcela ze szkoły, ponieważ Adam wyjechał na konferencję.

Mimo wszystko, zebrałam resztki swojej cierpliwości i najspokojniejszym z tonów udało mi się w końcu sprowadzić Matyldę na ziemię. Siła sprytnej matczynej perswazji. Kiedy już miałyśmy iść, Matylda znów przyrosła, ale tym razem do chodnika. Ciągnęła moją rękę we wszystkie możliwe strony, tylko oczywiście nie w tę, w którą powinnyśmy iść. I wtedy podeszła do nas pewna starsza kobieta.

– Jak będziesz taka niegrzeczna dla swojej mamy, to cię zabiorę. – powiedziała. Moja brew uniosła się wyżej niż kiedykolwiek. Okazało się jednak, że moją reakcję wyprzedziło moje dziecko:
– Z obcymi nie rozmawiam. A moja mama zadzwoni na policję jeśli tylko pani spróbuje.

Cała złość mi przeszła w tym momencie, a w głębi serca poczułam radość i dumę z mojej małej czterolatki, która tak rezolutnie odpowiedziała na tę okropną zaczepkę. I właśnie dlatego cierpliwość popłaca, choć nie zawsze przychodzi łatwo.

 Płatność ratalna